Agata Tecl-Szubert Szkoła w stanie nadzwyczajnym. Pandemia a system oświaty

Tu znowu, podobnie jak w roju lub społeczeństwie termitów, spotykamy, się z wielkim zagadnieniem. Kto rządzi społeczeństwem? Gdzie jest głowa lub ośrodek, skąd wychodzą rozkazy spełniane zawsze z bezwzględnym posłuszeństwem, bez cienia protestu?1

Covid-19 uderza w system

Mijający rok jest rokiem szczególnym. Dwa wydarzenia bez wątpliwości przejdą do historii – pierwsze w skali globalnej, drugie w mikroskali naszego państwa. Obydwa trwają, dzieją się na naszych oczach i wciąż jeszcze nie znamy ani ich cezury czasowej, ani długofalowych konsekwencji. Zawężając pole widzenia do rodzimej perspektywy, rozpoczęły one procesy w wielowątkowej strukturze społecznej, które ujawniły anachroniczność i wielopoziomową dysfunkcjonalność obowiązującego systemu państwowego. Jego szkodliwość i opresyjność, przestarzałe rozwiązania i oderwanie od współczesnego świata ujawniły się zwłaszcza na polu edukacji powszechnej. Rok 2020 pokazuje, jak niewiele ma ona wspólnego z wyzwaniami nowoczesności. Szkoła utraciła swoją podstawową funkcję – nie tylko przestała być mechanizmem rozwojowym, wspierającym odkrywanie przez uczniów własnego potencjału, ułatwiającym orientację we współczesnym świecie, ale także stabilną, bezpieczną przestrzenią dorastania.

W pierwszych miesiącach 2020 roku światem wstrząsnęła epidemia covid-19, która z chińskiej prowincji Hubei błyskawicznie rozlała się we wszystkich kierunkach, powodując konieczność izolacji, zawieszanie życia społecznego i tzw. normalności w kolejnych krajach, w tym także w Polsce. Chcąc ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, rządy poszczególnych państw zaczęły wprowadzać coraz bardziej restrykcyjne obostrzenia, stopniowo prowadzące do unieruchomienia w domach milionów ludzi, zmuszając do przeniesienia w wirtualną przestrzeń większości aktywności – pracy, nauki, kontaktów międzyludzkich. Po pierwszej zimowo-wiosennej fali i wakacyjnym odprężeniu, nadszedł drugi etap walki z epidemią. Życie ludzi znowu w dużej mierze przeniosło się w wirtualną przestrzeń.

W samym środku pandemii polskie władze dodatkowo podbiły nastroje społeczne, wykonując ruch, który rozpoczął falę zbiorowych protestów. 22 października Trybunał konstytucyjny ogłosił, że zapis o przerwaniu ciąży, gdy istnieje prawdopodobieństwo ciężkiego upośledzenia bądź nieuleczalnej choroby płodu, jest niezgodny z konstytucją. W ten sposób został przerwany tzw. kompromis aborcyjny trwający od 1993 r., który w ramach obowiązującej ustawy antyaborcyjnej dopuszcza przerwanie ciąży w trzech przypadkach: obok wspomnianego wyżej także wtedy, gdy ciąża jest efektem gwałtu bądź stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety. Decyzja Trybunału spowodowała masowe protesty nie tylko w dużych ośrodkach, ale także w małych miasteczkach. Po raz pierwszy tak licznie w strajkach wzięła udział młodzież. Natychmiastowa reakcja ministra edukacji i nauki, który zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do grona pedagogicznego, rzekomo odpowiedzialnego za postawę protestujących uczniów, ukazała skalę niezrozumienia decydentów stojących na czele polskiej edukacji.

Timothy D. Walker, amerykański nauczyciel, który po kilku latach pracy w szkole podstawowej w Helsinkach opisał cud fińskiej szkoły, doszedł do wniosku, że „kiedy nauka w szkole przypomina naukę w prawdziwym świecie, dzieciom łatwiej dostrzec, jaki cel przyświeca ich pracy”2. Czy możliwy jest sukces jakiejkolwiek ludzkiej aktywności bez świadomości celu? Czy nie jest to najczęściej zadawane przez nas pytanie – po co? Po co pracujemy? Po co się uczymy? A może bardziej egzystencjalnie – po co żyjemy i w ogóle po co jest ten świat? Rozpoznanie celu nauczania i uczenia się oraz powiązanie go z umiejętnością odczytywania i rozumienia zjawisk, które dzieją się w bardzo płynnym i niestabilnym świecie, a także wyposażenie w narzędzia pozwalające na znalezienie w nim miejsca dla siebie stanowi o sukcesie procesu edukacyjnego. Kiedy polski rząd wzorem innych krajów zdecydował o narodowej kwarantannie i szkolnictwo przeniosło się do sieci, wypełzł robak krępującej zcentralizowanej i zhierarchizowanej struktury, a także kuriozalność założeń merytorycznych rodzimej edukacji, które nie zostawiają przestrzeni na autorskie działania, eksperymentowanie z metodami pracy czy stworzenie pola do dyskusji, rozmowy, do bycia razem. Przeładowana treściami podstawa programowa, męcząca na co dzień, podczas kilkumiesięcznej kwarantanny stała się tym bardziej nie do przerobienia. Choć wokół rozpadały się fundamenty naszego życia zarówno w sensie filozoficznym, jak i społecznym, gospodarczym czy kulturowym, nauczyciele nadal znajdowali się pod presją realizacji programu. Dzieci i młodzież zostali odcięci od wszystkiego, co stanowi podstawę ich rozwoju – codziennej rutyny, która daje poczcie bezpieczeństwa, kontaktu z rówieśnikami, rodziną, pozbawiona możliwości spędzania wolnego czasu na powietrzu. W tragicznej sytuacji znaleźli się zwłaszcza uczniowie na co dzień doświadczający przemocy domowej czy będący w szczególnie trudnej sytuacji rodzinnej. Większość z nich została ze swoimi trudnymi emocjami w czterech ścianach własnego domu. System nie przewidział odstępstwa od narzuconych procedur – praca zdalna w większości szkół miała odbywać się zgodnie z planem lekcji. W praktyce jednak oznaczało to przejęcie odpowiedzialności edukacji przez opiekunów, którzy nie tylko musieli sami odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nauczyć się pracy w systemie zdalnym, a nierzadko poradzić sobie z utratą zatrudnienia i dochodów, ale także rozwiązywać z dziećmi setki zadań, odpytywać z wyuczonych na pamięć formuł, przygotowywać ich do testów, w młodszych klasach towarzyszyć w zajęciach lekcyjnych. Niestety wielu uczniów na takie wsparcie nie mogło liczyć. Podczas gdy w trakcie pierwszej fali epidemii chaos w szkolnictwie można byłoby jakoś wytłumaczyć, o tyle druga fala uderzyła w polską szkołę tak samo nieprzygotowaną jak podczas pierwszej kwarantanny. Dzieci już od pierwszej klasy znowu uczą się zdalnie i ponownie pojawiają się te same problemy. Ministerstwo Edukacji Narodowej gra na zwłokę – tak jakby już za chwilę wszystko miało wrócić do normy. Problem tylko, że jak przekonuje jeden z najbardziej błyskotliwych współczesnych filozofów i teoretyków kultury „kruczek polega na tym, że nawet jeśli życie w końcu wróci do czegoś przypominającego normalność, nie będzie to ta sama normalność, której doświadczaliśmy przed epidemią. Rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni ramach naszego codziennego życia, nie będą już uważane za oczywistość, będziemy musieli nauczyć się żyć dużo bardziej kruchym życiem, wśród ciągłych zagrożeń. Będziemy musieli zmienić całe nasze nastawienie do życia, do naszego istnienia jako istot żywych wśród innych form życia.”3

Oduczanie od podstaw

Podczas pierwszej fali epidemii zespół ekspertów i edukacyjnych praktyków opracował „Raport Edukacja. Między pandemią covid-19 a edukacją przyszłości”, obnażający niefunkcjonalną strukturę polskiej edukacji, jednocześnie dając rekomendacje działań, które mogłyby stać się podstawą realnej zmiany w rodzimym szkolnictwie4. Kluczowe zaniedbania i błędy zostały podzielone ze względu na cztery kategorie: poziom systemowy i zarządczy, poziom społeczny, poziom merytoryczny i materialny. Z raportu wynika, pod jak wielką presją procedur i nakazów ze strony oświaty, rodziców i opinii publicznej pracują nauczyciele i dyrektorzy szkół, jak niefunkcjonalny jest program, metody pracy, dostępne narzędzia i infrastruktura. Najbardziej uderzający jest brak przestrzeni, a może i odczuwania potrzeby na budowanie autentycznej więzi bazującej na wzajemnym szacunku i radości ze wspólnego uczestniczenia, oczywiście na odmiennych zasadach, w procesie edukacyjnym. Chodzi tutaj nie tylko o relację między nauczycielem i uczniami, ale także między samymi uczniami i samymi nauczycielami. Skalą niech będzie to, że wciąż nie wiadomo, ilu uczniów zostało wykluczonych z edukacji zdalnej. Ten problem dotyczył przede wszystkim dzieci i młodzieży z rodzin najuboższych, często także dysfunkcyjnych, przemocowych. We wrześniu wrócili oni do szkoły, która próbując nadgonić program, jeszcze bardziej pogłębiła nierówności. System widzi masę, nie konkretnego ucznia czy nauczyciela pracującego w określonym środowisku. Pod koniec października ministerstwo ponownie ogłosiło przejście polskiego szkolnictwa na system zdalny – najpierw w liceach i szkole podstawowej w klasach IV-VIII, by po niedługim czasie dołączyć do nauczania on-line uczniów klas I-III. Tym razem nauczyciele otrzymali dodatek rządowy w wysokości 500 zł na zakup pomocy do zdalnego nauczania. W rozmowach z nauczycielami pojawia się ten sam wątek – otrzymane pieniądze stały się kolejnym środkiem do jeszcze większego antagonizowania uczniów i nauczycieli. Kilkumiesięczna przerwa pomiędzy marcowymi obostrzeniami a ponownym powrotem do edukacji zdalnej została zmarnowana. Nawet jeśli niemożliwe byłoby wprowadzenie większości z działań rekomendowanych we wspomnianym wyżej raporcie, to jednak wiele sugestii można było wziąć pod uwagę – przede wszystkim w kierunku rozluźnienia planu zajęć na rzecz wzmacniania kontaktu z uczniami, chociażby poprzez możliwość brania udziału w ramach godzin lekcyjnych w wartościowych wydarzeniach on-line czy poszerzanie wiedzy, bazując na obserwacji i analizie zjawisk, które zachodzą w codziennym życiu, w najbliższym środowisku czy poznając rodzinne i lokalne historie.

W środowisku szkolnym jest coraz większe napięcie. Wśród nauczycieli rośnie poziom wyczerpania i frustracji, który przekłada się na jakość nauczania i stosunek do podopiecznych. Ich pracę krępuje biurokracja, zmieniające się wraz z rządzącymi procedury i treści programowe, które szczególnie w ostatnich latach tabuizują wiele zagadnień ważnych dla dorastającej młodzieży. Z drugiej strony są uczniowie – przemęczeni, zniechęceni, coraz bardziej samotni i zagubieni. Skoro aktualny system nie działa, a to bardzo wyraźnie podkreśla raport z czasów pandemii, to może aktualny stan zdalnej edukacji można byłoby wykorzystać do zawieszenia dotychczasowych wytycznych i przedefiniowania podstawowych kategorii zrośniętych z hasłem szkoła – hierarchicznej struktury, metod pracy, podstaw programowych, infrastruktury, designu panującego w przestrzeniach edukacyjnych. Warto byłoby przyjrzeć się także językowi, którym posługujemy się, mówiąc o funkcjonowaniu szkoły czy o odczuciach z nią związanych.

Realną zmianę trzeba by zacząć od oduczania nawyków, które sprawiają, że szkoła staje się coraz mniej przyjaznym miejscem dla wszystkich uczestników edukacji powszechnej. Niech zasada wzajemności i współpracy wymieni formułę jednostronnego przekazywania wiedzy w przestrzeni zaaranżowanej tak, aby tę równoważność ułatwić. Zamiast kultu hierarchii – budowanie więzi i wzmacnianie autentycznej relacji. Zamiast rywalizacji, oceniania, końcoworocznych testów – wspólne stawianie celów i wzmacnianie kompetencji. Podstawom programowym przydałoby się więcej niedookreślenia i przestrzeni do autorskiego wypełnienia, odpowiadania na potrzeby grupy i tempo procesu uczenia, wreszcie wspólnego spędzania czasu poza szkołą, do doświadczania świata, o którym najczęściej uczniowie dowiadują się, siedząc sztywno w szkolnej ławce. Niech w zajęciach szkolnych talenty i doświadczenie nauczycieli wybrzmią obok zainteresowań uczniów. Dziś zdecydowanie za mało stawia się na samodzielność i twórcze nastawienie zarówno uczniów, jak i pedagogów. A to właśnie samodzielność w nowoczesnym świecie jest umiejętnością na wagę złota. Bezcenne byłoby włączenie do siatki zajęć lekcyjnych przedmiotów, w ramach których uczniowie mogliby korzystać z coraz bardziej interesujących propozycji edukacyjnych przygotowanych przez ośrodki kultury czy nauki. W takich „nie-szkolnych” warunkach dużo łatwiej można nawiązać autentyczną relację i wzajemnie kształtować tzw. kompetencje miękkie, które w dużej mierze decydują o powodzeniu w wielu obszarach aktywności.

W postpandemicznym świecie uczniom zapewne wciąż potrzebna będzie szkoła jako instytucja, budynek, szkolna sala, bo jest ona gwarantem stabilności, dającym poczucie bezpieczeństwa. Jednak aktualna sytuacja pokazuje, że w dzisiejszym świecie, zmiennym i coraz mniej przewidywalnym, stacjonarna edukacja może już wkrótce stać się luksusem i tylko jedną z możliwości, obok której powinny rozwijać się alternatywne metody pracy. Warto wypracować autorską strategię budowania podstaw zdalnej edukacji, by zarówno uczniowie, jak i nauczyciele mogli w bezpieczny sposób korzystać z praktycznych, łatwych w obsłudze narzędzi5. Jeśli podstawy programowe się nie zmienią i nie uwzględnią realnych potrzeb współczesnych uczniów i nauczycieli żyjących w konkretnym „tu i teraz”, będą przekazywały martwą i nieprzydatną wiedzę, a w zasadzie nadwyżkę informacji, która nie przełoży się na realne umiejętności i kompetencje, ułatwiające podejmowanie świadomych decyzji w dorosłym życiu.

Jednak przede wszystkim trzeba dostrzec, w jakich warunkach dorastają współczesne dzieci i młodzież. Etap edukacji powszechnej to okres ścierania się wielu wpływów, które od najmłodszych lat formatują i narzucają konkretny, nierzadko wykluczający się sposób zachowania, myślenia czy ubierania się. Trening socjalizacyjny i wymagania przychodzą z różnych stron – ze szkoły, domu rodzinnego, środowiska rówieśniczego, funkcjonowania w świecie cyfrowym. Zanim dorastający człowiek zorientuje się, jaki jest i co mu sprawia ból, a co przyjemność, dowiaduje się, jak powinno być. Okazuje się, że dzieci i młodzież ze swą wrażliwością, przy braku realnego wsparcia emocjonalnego i rozwijania w młodych ludziach umiejętności krytycznego myślenia, zupełnie nie radzą sobie ze stawianymi od najmłodszych lat wymaganiami i oczekiwaniami. Uczniowie, którzy wrócą do szkoły po zakończeniu nauki zdalnej, w jeszcze większym stopniu niż obecnie będą borykać się z zaburzeniami psychicznymi, w tym także z depresją. Już przed epidemią sytuacja była dramatyczna – w 2019 r. szacunki pokazywały, że ok. 10% dzieci i młodzieży w Polsce cierpiało na problemy natury psychicznej. Według prognoz WHO depresja będzie głównym problemem zdrowotnym w najbliższych latach6. Według statystyk Polska od lat znajduje się na drugim miejscu wśród państw europejskich, w których dzieci i młodzież w wieku 10-19 lat najczęściej podejmowały próby samobójcze, w wielu przypadkach zakończone śmiercią7. Wydaje się, że w aktualnym sposobie funkcjonowania struktury szkolnictwa, które jest przede wszystkim nastawione na osiąganie wymiernych efektów i przygotowywanie uczniów do egzaminów nie bierze się w ogóle pod uwagę tych porażających statystyk. Uczniowie i nauczyciele traktowani są jak trybiki mające napędzać machinę wymyśloną na biurkach decydentów. Wiele tematów i problemów, z którymi konfrontuje się młodzież w czasie dojrzewania jest przemilczanych i tabuizowanych, a jakiekolwiek odstępstwa od normy – czy to chodzi o zachowanie, czy osiągane wyniki – traktowane są w kategoriach problemu, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć.

Kryzys, który przyszedł z porządku natury pokazał, jak krucha jest nasza cywilizacja, bazująca na niefunkcjonalnych strukturach. Snując optymistyczną wizję przyszłości, chciałoby się wierzyć, że różnorodne formy organizacji życia społecznego zaczną ze sobą współpracować, budując wspólnoty oparte na autentycznych relacjach, bazujących na współodpowiedzialności i współzależności, by lepiej zadbać o ludzi, ale także o świat, który nas otacza. Problem jednak tkwi w tym, że jak przekonuje autor słynnej filozoficzno-przyrodniczej trylogii Maurice Maeterlinck, który w jednej z części „Życie mrówek” porównał cywilizacje ludzką do mrowiska: „człowiek, jedyny wśród stworzeń żyjących społecznie, nie posiada narządu społecznego (...). W świecie ludzkim wszystko opiera się wyłącznie, organicznie i fatalnie na egoizmie”.8

1 M. Maeterlinck, Życie mrówek, przeł. A. i M. Czwartkowskich, Warszawa 1958, s. 18.

2 T. D. Walker, Fińskie dzieci uczą się najlepiej , przeł. M. Kisiel-Małecka, Kraków 2017, s. 122.

3 S. Žižek, Pandemia! Covid-19 trzęsie światem, Warszawa 2020, s. 84.

4 R. Żak, Raport Między pandemią COVID-19 a edukacją przyszłości, https://epale.ec.europa.eu/en/node/160776 (data dostępu: 19.11.2020).

5 Obecnie zdalna edukacja korzysta głównie z narzędzi udostępnianych przez wielkie sieciowe korporacje, które narzucają swoje prawa i ograniczenia, nie tylko jeśli chodzi o sposób użytkowania, ale także jeśli chodzi o ochronę danych – zwłaszcza w przypadku darmowych propozycji, z których najczęściej korzystają nauczyciele. O zagrożeniach płynących z takich rozwiązań pisał chociażby Wojciech Orliński w publikacji, do której warto (choć nie bezkrytycznie) sięgnąć: W. Orliński, Internet. Czas się bać. Warszawa 2013.

6 E. Sala-Hołubowicz, Włączająca edukacja kulturowa jako receptywna relacja, w: Sztuka w edukacji, red. A. Zasucha, E. Śmigiel, Katowice 2019, s. 40-41.

7 Na stronie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę można zapoznać się ze statystykami, choć pewnie nie oddają one skali problemu: „W 2019 roku zarejestrowano 951 prób samobójczych wśród dzieci do 18 r.ż., w tym aż 46 podjętych przez dzieci do 12 r.ż. W minionym roku 98 z nich zakończyło się zgonem dziecka. Według badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, 7% młodych ludzi w wieku 13-17 lat próbowało sobie odebrać życie. Samobójstwa stanowią jedną z głównych przyczyn śmierci dzieci i nastolatków w grupie wiekowej 10-19 lat”. https://fdds.pl/od-1-marca-br-telefon-zaufania-dla-dzieci-i-mlodziezy-116-111-bedzie-dzialal-cala-dobe/ (data dostępu: 20.11.2020).

8 Życie mrówek, dz. cyt., s. 34